niedziela, 6 stycznia 2013

Rozpaczliwie potrzebuję kolorów!

Wróciliśmy z Wisły. Plan był niemalże doskonały - jedziemy na kilka dni w góry, będziemy dużo spacerować, mróz, który tam wciaż prezentują pogodynki i pogodynkowie miał na dobre odciąć mnie od choróbsk na ten sezon, śnieg miał być paneceum na Poznańską pluchę i wszędobylską szarugę.


Wyjazd miał być też ostatnim oddechem przed powrotem do pracy... Po miesiącu wolnego! Pierwsze dwa tygodnie gniłam w domu z chorobą, później Święta i tydzień przymusowego urlopu. Wierzcie lub nie ale mimo pełnej swobody w dysponowaniu swoim czasem i wysypiania się za wszystkie czasy- szczerze się za nią steskniłam!

Ostatecznie spędziliśmy wprawdzie kilka dni w Wiśle, ale prócz codziennego spaceru do Chaty Olimpijczyka na obiad, nie zrealizowaliśmy ani jednego punktu na naszej niezapisanej liście. Deszcz postanowił dosięgnąć i tamte rejony. Po białych czapach nie ma śladu, uliczki płyną strugami deszczu i błota, jednym słowem nastała ciemność... 

Fajnie opisuje to Hanka Lis na swoim blogu "Najgorsza będzie szarość, która nastąpi po stanowczo za krótkiej migawce, która nie wiedzieć czemu wystarczy, by całą porę roku nazwać złotą. Jaka złota polska jesień. Złoty tydzień, może dwa. A potem połknie nas szarość. Ten nieokreślony bury ton, który wraz z opadnięciem z drzew ostatnich liści spadnie na nas jak brzydki, sprany, stary koc."...

Tu krzyknę z nią: Rozpaczliwie chcę kolorów! Pełnych, nasyconych i apetycznych!

Jutro lecę po hiacynty! W różniastych kolorach! Kupię z dziesięć! Albo i dwadzieścia!

Na tą myśl już mi lepiej :)

Wszystkie zdjęcia z Pinterest.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz